Górska Przygoda 2018 – relacja

Górska Przygoda 2018 – relacja

W zeszłą sobotę – 10.11.2018 roku odbyła się (w sumie jubileuszowa), V edycja biegu Górska Przygoda, który organizowany jest w Wiśle.  Mam ogromny sentyment do tych zawodów głównie z jednego powodu – w 2014 roku był to mój pierwszy bieg górski w życiu. Prawdopodobnie gdyby nie on nigdy nie miałbym niebywałej przyjemności wzięcia udziału w takich imprezach jak Madeira Island Ultra Trail, Lavaredo Ultra Trail czy Ultra Trail Atlas Toubkal. I pomyśleć, że wszystko rozpoczęło się tak niepozornie…

Skąd pomysł w ogóle na to, by po raz drugi wziąć udział w tym biegu? Szczerze mówiąc sam nie wiem, przecież nie lubię dwa razy biegać tych samych zawodów. Z drugiej strony szukałem niezbyt wymagającego (po UTAT chciałem coś lżejszego), stosunkowo krótkiego biegu górskiego, który byłby w okolicy. Przypomniałem sobie o Górskiej Przygodzie i jak się okazało był to strzał  w dziesiątkę – w sam raz na zakończenie sezonu. Zapraszam do przeczytania krótkiej relacji z imprezy!

Górska Przygoda to impreza organizowana przez Sport Pełen Pasji, współorganizatorem jest Hotel Podium w Wiśle na którego terenie mieści się biuro zawodów a także start/meta i całe zaplecze. Atutem hotelu jest fakt, że mieści się nieopodal skoczni narciarskiej w Wiśle Malince. Na zawody wybraliśmy się całą rodziną – 5 miesięczną Kalinką, 4 letnim Tymonem i oczywiście moją żoną. Gdy podjechaliśmy pod hotel okazało się, że jedyne wolne miejsca parkingowe są albo wzdłuż drogi, gdzie dużo samochodów już było zaparkowanych, bądź nieco dalej – na parkingach w okolicach skoczni. Na plus należy zaliczyć, że była osoba, która pomagała i kierowała ruchem na drodze. Po zaparkowaniu udaliśmy się pod górkę, w stronę hotelu.

Ze względu na kilka problemów logistycznych (tak normalnych, gdy podróżuje się z małymi dziećmi) byłem na miejscu kilka minut po godzinie 10:00. Bez jakiejkolwiek kolejki odebrałem pakiet startowy na który składało się kilka ulotek, kupon zniżkowy, próbka impregnatu marki Atsko, zwrotny numer startowy oraz kupon na posiłek regeneracyjny. Ponieważ wiedziałem, że w trakcie dnia odbędą się również biegi dla dzieci zapisałem na nie Tymona – by miał dodatkową atrakcję.

Przebrałem się w prowizorycznej przymierzalni wewnątrz (będącą parawanem) i poszedłem do ubikacji (były podstawione ToiToie, można było korzystać również z ubikacji przy restauracji. Start i meta zostały rozstawione pod hotelem. Nie zabrakło Food Trucka – Wuszt z Karry oraz Bike Cafe, były także leżaki do odpoczynku oraz dosłownie kilka innych stoisk. Wśród wielu biegaczy (nie tylko z okolicy) można było zauważyć sporo fotografów a nad nami latającego drona.

Kilka minut przed godziną 11:00, po zorganizowanej rozgrzewce organizator zaprosił biegaczy przed linię startu. Po odliczeniu do 10 wszyscy ruszyli. Pierwsze kilkaset metrów w dół ulicy dałoby możliwość rozpędzenia się, gdyby nie tłum wokół. Wybiegliśmy na ulicę i po chwili wspinaliśmy się już w górę, najpierw po asfalcie a potem po dużych płytach, które tworzą trasę Cieńkowską. Mijaliśmy hotel Podium z drugiej strony. W tym miejscu można było zauważyć wielu kibiców. Tutaj już każdy zaczynał przeć do góry swoim tempem. Ja pamiętając trasę z 2014 roku wiedziałem, że nie będzie bardzo techniczna. Organizator przygotował 17 kilometrową (choć wg mojego Endomondo było tylko 14 km!) o przewyższeniu ok. 700 metrów. Na pierwszych kilometrach (głównie pod górę) minęliśmy z lewej strony górną część skoczni narciarskiej i pobiegliśmy dalej. Po 3 kilometrach czekał na nas pierwszy punkt odżywczy na którym serwowano nam wodę – w okolicach Karczmy Jedłowo. Potem czekał nas krótki bieg po asfalcie i znowu kilkaset metrów do góry. Na 6 kilometrze – kolejny punkt odżywczy, tym razem oprócz wody do wyboru był także izotonik oraz ciastka. To było miejsce rozejścia – biegacze ruszali dalej prosto z kolei zawodnicy NW (startujący kilka minut później), skręcali w prawo.

Nie biegłem na czas, więc mogłem sobie pozwolić na spokojne tempo i podziwianie widoków. Pogoda tego dnia rozpieszczała. Słońce miło opalało twarz a późnojesienne krajobrazy Beskidu skąpane w słońcu dawały robiły naprawdę niesamowite wrażenie. Mimo tego, że bieg odbywał się zaledwie 60 km od mojego domu czułem się, jakbym był w jakimś całkowicie odmiennym, wyjątkowym miejscu – i to jest coś, co chyba najbardziej zapamiętam po tych zawodach.

Za 6 kilometrem jeszcze trochę trzeba było wspiąć się w górę, ale w zasadzie jeśli chodzi o strome podejście to było tylko jedno – na samym początku biegu. Po 7 km czekał na biegaczy niezwykle przyjemny (momentami nawet mocny) zbieg, by potem znowu musieć powspinać się w górę aż… dotarliśmy z powrotem do punktu odżywczego (tego samego, co na 6 km). Teraz już jednak skręcaliśmy na trasę, którą szedł NW. Tutaj momentami było mokro (trochę grząskiego błota, trochę kałuż), trzeba było także uważać, żeby zawodnicy NW i biegaczy nawzajem nie zrobili sobie krzywdy podczas wyprzedzania. Kolejne kilometry mijały bardzo szybko a potem… znowu wylądowaliśmy w okolicach Karczmy Jedłowo i znowu można było skorzystać z wody. Potem już ostatni zbieg, ostatnie metry po płytach i mocny skręt w prawo, kilka schodów i finish. Na mnie czekał mój syn z którym miałem przyjemność razem przebiegać linię mety! Ostatecznie bieg zakończyłem na 153 miejscu (na 312 zawodników) z wynikiem 1:50:12. Wynik słaby, ale nie po to brałem udział w tym biegu, by pobijać swoje rekordy.

Trasa biegu nie jest techniczna, zdarzają się fragmenty płyt czy asfaltu. Przez większość czasu jest także szeroko, więc nie ma problemu z wyprzedzaniem. Jeśli chodzi o turystów czy rowerzystów – byli, ale nie było ich zbyt wielu. Moim zdaniem właśnie przez trasę, jej dostępność ale również to, że przecież to jednak 700 metrów niezbyt stromego przewyższenia Górska Przygoda jest wręcz wymarzonym biegiem dla każdego, kto z asfaltu chce spróbować jak to jest biegać w górach. Równocześnie daje niebywale wiele satysfakcji, bo widoki są przecudowne a organizacja bardzo sprawna.

W trakcie gdy ja biegłem na 17 kilometrach, mój 4 letni syn Tymon wziął udział w biegu dla dzieci – co świadczy o rodzinnym charakterze eventu. Był mega zadowolony i bardzo dumny przez cały dzień dumnie nosząc medal na szyi (taki sam jak Taty!), otrzymał również swoją chustę wielofunkcyjną (z napisem Mała Górska Przygoda) oraz pyszną muffinkę. Moja żona także nie nudziła się z dziećmi. Po biegu dziecięcym w hotelu Podium mogła skorzystać z kącika zabaw dla dzieci i bardzo poleca gorącą czekoladę z hotelowej restauracji!

Po odbiorze medalu oraz Lecha Free wraz z rodziną pojechaliśmy w drogę powrotną do domu (wiadomo jak jest z dziećmi). Wiem jednak, że dla biegaczy była zorganizowana loteria z bardzo atrakcyjnymi nagrodami (m.in. zegarki biegowe Garmin).

Nie byłbym jednak sobą, gdybym nie zauważył czegoś, co mi nie odpowiadało. Szkoda, że organizatorzy nie pomyśleli o tym, żeby na tę piątą edycję nie wymyślić czegoś dodatkowego. Biorąc też pod uwagę termin wydarzenia – dzień przed 100 rocznicą odzyskania przez Polskę niepodległości może można było pokusić się chociaż o jakikolwiek akcent świadczący o tym ważnym dla wszystkich Polaków święcie.

Co jeszcze – w sumie najważniejsze, a zostawiłem na koniec. Na wszystkich punktach odżywczych woda i izotonik były serwowane w jednorazowych, plastikowych kubeczkach. Zdaję sobie sprawę, że bieg jest krótki, czołówce pewnie bardzo zależy na czasie ale skoro na zdecydowanie bardziej prestiżowych zawodach da się wprowadzić to, by każdy uczestnik posiadał swój własny kubeczek, który ma w trakcie biegu za sobą to dlaczego nie na Górskiej Przygodzie? Wtedy bieg mógłby być bardziej ekologiczny a i nieco bardziej ekonomiczny dla organizatorów. Zauważyłem również, że biegacze podczas Górskiej Przygody (nie wszyscy, ale w większości), wyrzucali kubeczki kilkadziesiąt metrów za punktem, na trasie. Nie wątpię, że organizator to posprzątał ale naprawdę niewiele sekund biegacze by stracili, gdyby wyrzucili kubeczek prosto do worka na śmieci.

Tak jak już wspominałem – Górska Przygoda to idealny bieg dla każdego, kto chce pierwszy raz spróbować swoich sił w górach. Daje on jednak również sporo satysfakcji i daje szansę do solidnego pościgania się bardziej zaawansowanym biegaczom. Urozmaicona, niezbyt trudna trasa z pięknymi widokami i dobra organizacja to zdecydowane atuty. Polecam 🙂

Autor zdjęć: Bikelife

Translate »