Znacie to uczucie, kiedy po prostu trzeba gdzieś jechać? Siedzisz w jednym miejscu już zbyt długo i albo się gdzieś ruszysz albo się udusisz. Chęć podróżowania, poznawania i odkrywania nabiera wręcz fizycznego wymiaru. Niby wszystko jest ok, ale każdy kolejny dzień „na miejscu” przytłacza swoim ciężarem. Dziesiątki spraw nie pozwalają oderwać się od codzienności, ale myśli i tak uciekają gdzieś daleko we wspomnienia niesamowitych miejsce, które już się odwiedziło i plany na przyszłość.
Agnieszka i ja po prawie roku spędzonym „w kraju” już praktycznie przebieramy nogami w miejscu. Codziennie zachłannie przeglądamy promocje biletów lotniczych, ale wiemy, że tym razem nic z tego nie wyjdzie. Różne obowiązki wykluczają wyjazd z dnia na dzień w środku tygodnia. Dlatego planujemy. Założenie jest proste – muszą być góry i musimy wyjechać z Polski. Podjęcie decyzji tak naprawdę zabrało nam chyba nie więcej niż 5 minut – Rumunia, Karpaty Południowe. Mityczna Transylwania.
Bukareszt już poznaliśmy w czasie naszej podróży kolejowej Stambuł – Ostrava, a o samej Rumunii nasłuchaliśmy się dużo dobrego od Raluci, dziewczyny z którą spędziliśmy kilka świetnych tygodni na Ukrainie. A Transylwania? Historia i magia tego miejsca pociągała nas już od bardzo dawna, więc wybór był oczywisty. Poza tym Rumunia to kraj stosunkowo przystępny finansowo, co nie jest bez znaczenia.
Skoro znamy już miejsce to zaczyna się prawdziwie planowanie. W ruch idzie Internet oraz tradycyjne papierowe przewodniki. Im więcej zdjęć oglądamy tym dalej wychodzimy w myślach do przodu. Coraz mniej jest nas tutaj, dzisiaj, bo myśli wydeptują już szlaki gór Bucegi oraz Piatra Craiului. Jakoś tak naturalnie wychodzi, że Agnieszka zajmuje się logistyką, kupuje bilety, sprawdza rozkłady, czasy przejść, planuje wyprawę dzień po dniu, a ja skupiam się na potrzebnym nam sprzęcie.
Jeden plecak jest już w rozsypce. Trzeba rozejrzeć się za nowym. Namiot, namiot, namiot… potrzebujemy nowy, ale z tym wydatkiem oswajaliśmy się już od dłuższego czasu. Ciuchy co prawda są, ale wiele z nich… co tu dużo mówić – swoje zadanie już wypełniło. I tutaj pojawiają się dylematy. Budżet jak zawsze jest ograniczony, a z drugiej strony wiadomo, że na pewnych rzeczach oszczędzać nie warto.
Jeżeli chodzi o ciuchy to długo się nie zastanawiałem – wybór padł na polską markę NESSI, z którą mam bardzo pozytywne doświadczenia biegowe. Spodenki, koszulki, skarpety, nakrycia głowy i przede wszystkim coś cieplejszego mamy właśnie od NESSI, która zdecydowała się wesprzeć naszą wyprawę. Tak jak pisałem, mam już doświadczenie z tą marką i bardzo cenię ją za wysoką jakość oraz ceny, które nie rujnują portfela. Mam nadzieję, że za kilka tygodni przywiozę Wam garść pozytywnych wrażeń związanych z NESSI na górskim szlaku.
Plecak. Tutaj wybór padł na markę, która nie jest chyba najpopularniejsza wśród obieżyświatów – Decathlonowską Quechuę. Wielu osobom kojarzy się ona z marketową byle jakością, jednak ja z mniejszym modele Quechuy przemierzyłem już prawie całą Turcję i kawałek Europy i ani razu się nie zawiodłem. Służył mi jako uchwyt na parasol przy pięćdziesięciostopniowym upale nad morzem śródziemnym, jako poduszka w parku w zrujnowanym przez trzęsienie ziemi Van, przemierzył ze mną wiele kilometrów pieszo, w pociągu, w autobusie i w samolocie. Dlatego tym razem zdecydowałem się na jego większego, 60 litrowego brata.
Namiot. W tej kwestii mam stosunkowo najmniej doświadczenia dlatego zdałem się na rady znajomych. Ostatecznie zdecydowaliśmy się na markę Eureka model Spitfire II. Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze sporo mniejszych rzeczy, o których trzeba pamiętać, ale to już temat na osobny tekst.
Agnieszka ze swojego zadania również wywiązała się doskonale. Oprócz dokładnego zaplanowania poszczególnych dni naszej wyprawy, wyszukała również najtańsze opcje przejazdów, a przedzieranie się przez węgierskie i rumuńskie strony internetowy nie jest tak łatwe, jak może się wydawać. Zdecydowaliśmy się na České dráhy, czyli koleje czeskie, których rozkład jazdy dużo bardziej nam odpowiada. Z kolejami czeskimi jedziemy do Budapesztu, a dalej już kolejami węgierskimi, korzystając z promocji FORTUNA, która pozwala sporo zaoszczędzić (oszczędzamy 31 Euro na jednej osobie w jedną stronę, czyli w sumie 124 Euro!). Co prawda tutaj pojawia się mała komplikacja, ponieważ na bilecie FORTUNA dojechać możemy tylko do Braszowa, a my kierujemy się jedną stację dalej – Sinaia. Postaramy się więc nawiązać nić porozumienia z konduktorem, a jeżeli się nie uda to pozostanie nam skombinować inny dojazd.
Plan wyprawy „NESSI na szczytach Rumunii”
25.07.2013 Wyjazd
Ostrava 11:00
Breclav 12:50 12:57
Budapest Keleti 16:35 (cena biletu 125 Euro za dwie osoby w dwie strony. Cena Internetowa jest niższa, ale nie możemy w ten sposób kupić biletu powrotnego)
Budapest Keleti 19:10 (cena biletu za dwie osoby: 38 EUR – oferta Braszów 09:31 specjalna Fortuna – bilety należy zamówić na trzy miesiące przed planowanym wyjazdem)
26.07.2013
Przyjazd do Braszowa o 09:31
Przejazd do Sinaia (kierunek Bukareszt) – zamek Peleş, wyjście w góry Bucegi – nocleg przy schronisku Caraiman (od dworca w Sinaia do schroniska jest 10 km)
27.07.2013
Schronisko Caraiman – schronisko Omul (ok. 13 km), przez schronisko Padina i przeł. Saua Batrana
28.07.2013
Schronisko Omul – miejscowość Bran (18 km), zamek Bran
29.07.2013
Bran – schronisko Curmatura (16 km)
30.07.2013
Pętla wokół Piatra Mică – 4 km – jednodniowa trasa z bazą w schronisku Curmatura;
31.07.2013
schronisko Curmatura – przełęcz Saua Crapatura- wioska Zarnesti – miejscowość Râșnov (zamek chłopski) – dojazd wieczorem do Braszowa
01.08.2013
Zwiedzanie Braszowa
02.08.2013
Dojazd do Prejmer (kościół warowny – lista UNESCO)
Dojazd do miejscowości Viscri – wioska saska wpisana na listę UNESCo
03.08.2013
Sighişoara – zwiedzanie miasta
04.08.2013
Kościoły warowne, wpisane na listę UNESCO w Biertan oraz Valea Viilor
05.08.2013
Przejazd do miejscowości Victoria i wejście na szlak na szczyt Moldoveanu
06.08.2013
Szczyt Moldoveanu (2544 m n.p.m.) – najwyższy szczyt Rumunii
07.08.2013
Powrót do Braszowa
08.08.2013
Wyjazd z Braszowa 18:55 (bilety Fortuna – 38 EUR)
09.08.2013
Przyjazd do Budapesztu (Budapest Keleti) o 08:20
Budapest Keleti 11:25
Breclav 15:03 15:10
Ostrava 17:00
W trakcie pobytu w Rumuni jeden dzień jest w zapasie, ze względu na trudny dojazd do niektórych miejscowości.
Na początek to tyle. Trzymajcie kciuki za powodzenie naszego wyjazdu i wypatrujcie wieści ze szlaku oraz opisów przydatnego sprzętu.