Wiosna, ach to Ty! Niestety tylko w kalendarzu, a za oknem nadal króluje śnieg, lód i wiatr. Pogoda w kratkę nie jest jednak problemem w przypadku testu lampki. A co piernik do wiatraka i lampka do outdooru? Jak się okazuje – całkiem sporo. Zanim jednak opowiem o samym produkcie, chciałabym wspomnieć nieco o korzeniach oraz idei samej marki – myślę, że warto na chwilę się nad nimi zatrzymać.
Założyciel firmy, Robert Workman rozpoczął pracę nad prototypem kolektora słonecznego Goal Zero, kiedy przebywał w Kongo. Nie mógł pogodzić się z tym, że (prócz innych problemów) kraj ten boryka się z problemem braku dostępu do źródeł energii. Po powrocie do domu założył organizację non-profit o nazwie Tifie (Teaching Individuals and Family Independence through Enterprise). Działając we współpracy z Goal Zero ma ona pomóc w znoszeniu granic.
„Marzymy o tym, że pewnego dnia będzie ZERO analfabetyzmu. ZERO biedy i ZERO głodu. Idea oddawania jest dla nas najważniejsza ze wszystkich celów, więc innymi słowy to nasz podstawowy cel [GOAL ZERO]”. Tak w skrócie przedstawia się historia, z którą można się zapoznać na stronie http://www.goalzero.com. Szczytne idee zawsze warte są propagowania i docenienia, jednak zdaję sobie sprawę, że nie mogą przesłonić samych produktów. Jak więc wyglądają produkty GOAL ZERO i ich użytkowanie?
Jako pierwsza na tzw. tapetę idzie lampka Luna LED Light. To najmniejsze dziecko z całej rodziny Goal Zero – jej wymiary to 40.5 x 0.6 x 1.2 cm, a waga również prezentuje sie bardzo przyjemnie: 50 g. 10 ledów dostarcza niebieskawego, jasnego światła, a lampka pobiera 1 watt energii, zasilana jest na USB. Samo światło jest bardzo jasne, więc bez problemu może służyć nie tylko jako pomocnicze źródło światła, ale również jako jedyne, gdy w pomieszczeniu jest zupełnie ciemno. Producent podaje, że Luna posłuży nam przez 20.000 godzin; póki co użytkowałam ją ok. 20 i uważam (a jest to z pewnościa istotne), że wzrok nie męczy się przy niej – choć na początku miałam takie obawy. Giętki pałąk pozwoli na ustawienie lampki w pożądanej pozycji, albo owinięcie jej wokół czegoś. Można odkształcić go na wiele sposobów, bardzo łatwo poddaje się takim manipulacjom. Równocześnie pozostaje w pożądanej pozycji i nie odkształca się. Korzystając z Luny do oświetlenia klawiatury przy optymalnym jej ustawieniu nie świeci nam ani w oczy, ani też nie odbija się w monitorze.
W jaki sposób można korzystać z lampki? Ja używałam jej głównie do oświetlania klawiatury, aby nie świecić lampy sufitowej I niepotrzebnie nie marnować energii. W nocy, kiedy nachodziła mnie chęć na czytanie również towarzyszyła mi Luna, a dzięki temu nikt (czyt. mąż i zwierzęta ;)) się nie obudził/nie miał problemów z zaśnięciem przez zbyt silne światło. Jeśli jesteśmy typem, który komputer zabiera wszędzie ze względu na zobowiązania zawodowe czy po prostu dla rozrywki, Luna przyda się w chatce studenckiej lub namiocie. Nie będziemy nikomu przeszkadzali, a zupełnie swobodnie skorzystamy z potrzebnych danych nie wytężając wzroku w ciemnościach. Dodatkowo – i tu pojawia się odniesienie do mojego pytania z początku artykułu – Luna ma jedną cudowną właściwość. Jest kompatybilna z ładowarkami solarnymi Goal Zero; po podłączeniu do niej możemy w namiocie sprawdzić trasę na mapie, poczytać czy znaleźć potrzebne drobiazgi. Rankiem zakładamy ładowarkę solarną na plecak i podczas wędrówki zdobywamy energię potrzebną do nocnego działania Luny. Jesteśmy więc nie tylko dobrze wyposażeni, ale w dodatku ekologiczni. Ale to już osobna historia.
Jedyne, co można jej wytknąć to brak włącznika. Lampka działa po prostu zawsze gdy jest podłączona pod źródło zasilania (nieistotne czy będzie to Guide 10 Plus czy USB laptopa).
Myślę, że to przydatny produkt – jak się okazuje nie tylko w domu, ale też podczas wypadów. Nie odczujemy dodatkowego obciążenia w plecaku, a z pewnością we wspomnianych wyżej sytuacjach Luna doskonale się sprawdzi.
[youtube http://www.youtube.com/watch?v=-Klyr0sFx4c]
Ocena: 4