Śpiwór jest moim zdaniem jednym z najważniejszych elementów sprzętu turystycznego. Godzę się marznąć i moknąć, być zmęczonym i głodnym w czasie dnia. Nie wyobrażam sobie natomiast by w czasie dłuższej wyprawy zajeżdżać na biwak i nie móc po całym dniu napierania odpocząć. W ciepłym klimacie może nie zwraca się na to większej uwagi, ale kiedy pada 5 dni z rzędu, kiedy temp. spada poniżej -10st. lub kiedy wieje huraganowy wiatr…czyli będąc na Islandii, która słynie z tego rodzaju atrakcji…no nie ma sił…namiot, śpiwór i mata muszą być dobre. Bez odpoczynku w nocy, każdy następny dzień będzie męką zamiast kolejnym polem do zmagań w czasie aktywnych wakacji.
Wybierając się na Islandię uznałem, że będę potrzebował śpiwora cieplejszego niż mój super świetny X-Lite 200 od Cumulusa. Pozostałem przy najlepszej, polskiej firmie w tej branży i zakupiłem Teneqe 700. Postanowiłem nieco śpiwór „zupgradować” wypełniając go nowością na polskim rynku -puchem hydrofobowym- oraz zamawiając shell z Pertexu Endurance w mocniejszej wersji 44g. Tym samym stałem się posiadaczem śpiwora, jak lubię go określać „bombproof”. I ta konfiguracja sprawdziła się wyśmienicie. Opowiem Wam o tym.
Częścią przygotowań do wyjazdu był monitoring warunków na wyspie. Cofnąłem się kilka lat i obserwowałem jak w maju przedstawiały się temp. w interiorze. Uznałem, że standardem będzie -10st. Może spaść czasem do -15. Zdecydowałem się w związku z tym na śpiwór maksymalnie odpowiadający tym warunkom (maksymalnie lekki pod względem zawartości puchu) ponieważ planowałem do niego zamówić cięższą tkaninę, a więc zwiększyć wagę całości i tak. Plan był prosty…uniezależnić się od wilgoci. Rozumowanie w drugą stronę, moim zdaniem nie miało sensu. Brać śpiwór z „zapasem mocy” tylko po to by później i tak marznąć śpiąc w dwóch warstwach cienkiej tkaniny z gęsim błotem po środku…a im więcej puchu…tym więcej wody…tym później więcej bym musiał wozić. Tak myślałem i miałem rację. Tak…patrząc z perspektywy czasu naprawdę mogę powiedzieć: „miałem rację”.
Uodpornić wyroby puchowe na wilgoć oznacza dziś, albo wybrać tkaninę pokryciową z membraną, albo zastosować puch hydrofobowy. Ja zdecydowałem się na oba te zabiegi. W Polsce puch hydrofobowy może zaoferować tylko jedna firma – Cumulus. I ja dzięki uprzejmości Szefostwa mogłem wyrób z tym puchem przetestować w odpowiednich warunkach. Tam gdzie śnieg, zaszroniony i zawilgocony namiot i długie deszcze. Do tego dołożyłem Pertex Endurance zamiast standardowego Quantum w wersji cięższej 44g. Jest jeszcze wersja 36g i w wodoodporności w zasadzie nie ma różnicy, jest natomiast w odporności mechanicznej. I tak powstała moja Teneqa 700.
Śpiwór, który otrzymałem w sporym pudełku kartonowym przyszedł do mnie w worku siatkowym (służącym do przechowywania). W komplecie był też worek kompresyjny. Ponieważ moja Teneqa była na zamówienie logo mam niestety nagrzane, a więc prędzej czy później odpadnie. W seryjnych śpiworach natomiast wszelkie emblematy są wyszywane. W zasadzie nie mogę się do niczego przyczepić. Solidnie poszyte, szwy równo położone, puch nie wychodzi ani przez materiał, ani przez szwy. Kilka luźnych nitek wisi. Ok, obciąłem, jest pięknie. Mam 176cm wzrostu i ważę 73kg.
Wizualnie jestem z tych raczej „chudych”. Zamówiłem rozmiar standardowy i był ok. W teorii lekko za długi ale na warunki zimowe idealny ponieważ spokojnie mogłem wrzucić w stopy bidon z wodą, kartusz z gazem itp. Polecam wyposażyć się w śpiwór nieco przydługi na zimę. Materiał zewnętrzny to Pertex Endurance 44g, solidny, wytrzymały i nieco sztywnawy materiał w kolorze niebieskim z membraną. Woda polana na tkaninę pięknie po niej ścieka i się perli. Śpiwór nie był jeszcze prany więc nówka, ale wspomnieć trzeba. membrana działa świetnie. Ponieważ jest ona bardzo cienka, dobrze też oddycha. Nie zauważyłem żadnego nadmiernego pocenia się w śpiworze. Wewnątrz jest natomiast czarny Pertex Quantum 35g, bardzo miły w kontakcie ze skórą i pokryty warstwą DWR, oddychający. Teneqa w porównaniu do mojego X-Lite-a jest jak ruski czołg. Ciężka, sztywna, gruba i „dorosła”. Posiada solidny i wygodny kaptur oraz kołnierz termiczny zapinany na rzep i ściągany gumką. Bardzo miły dodatek to kawałek rzepa, który umożliwia zabezpieczenie połowy „haczykowej” kiedy kołnierz nie jest zapięty. Dzięki temu nie drażni on skóry lub nie czepia się bielizny, w której śpimy. Zamek to dwukierunkowy YKK, w związku z czym można sobie np. go rozpiąć w stopach jeśli byłoby nieco zbyt gorąco. ja przyznaję nigdy z tego nie korzystałem, ale można:). Mega solidny, nie wiem czy jest szansa by się kiedykolwiek popsuł. Zabezpieczony jest on dwiema rurami wypełnionymi puchem dla izolacji od zimnego powietrza, które mogłoby przenikać przez „żyłkę”. Przydałaby się również taśma „antywcinianowa”, ale to już mój błąd. Można sobie taką zażyczyć (dodatkowo 20zł), jam nie wiedział wtedy. W tym modelu zastosowano komory typu V i przy takiej ilości puchu (700g) działa to świetnie. Brak jakichkolwiek pustych przestrzeni, jakie zdarzają się w X-Lite. Gwoli wyjaśnienia, takie nierównomierne rozmieszczenie puchu jest naturalne i nie przeszkadza, ale różnicę widać (w X-lite są prostsze komory H). Proporcje rozłożenia puchu w produkcie (jak w każdym od Cumulusa) to 45:55 (góra:dół). Niby różnica niewielka, ale ma to sens ponieważ puch na plecach i tak się zbija i mniej izoluje, nie ma sensu ładować go tam więcej niż na górę, gdzie pracuje „pełnym loftem”. Podsumowując: solidny, warty swojej niemałej ceny produkt na długie lata. Zdecydowanie wart polecenia. Ja jestem zadowolony pod każdym względem. Przemyślana konstrukcja. Super.
Ale w tym artykule to wypełnienie jest najważniejsze…w związku z czym…
…teraz kilka słów o samym puchu hydrofobowym. Jakoś tak się złożyło, że w „polskim” internecie jeszcze specjalnie nie ma o nim informacji. Sprawa wygląda następująco: puch hydrofobowy to zwyczajny puch, na który w procesie natrysku w czasie ostatniej fazy prania nakładana jest mieszanina gorącej wody, alkoholu etylowego, tajemniczego „środka hydrofobowego” (którego składu producenci nie podają) oraz jeśli jest potrzeba -środka antystatycznego. Po procesie natrysku, puch umieszczany jest w suszarce, suszony i następnie pakowany w worki i zaszywany. Tak spreparowany puch nie jest nijak „cieplejszy” niż zwykły, nie jest też cięższy. Różnica dotyczy tylko i wyłącznie absorbcji wody.
By puch został sklasyfikowany jako hydrofobowy musi przejść test laboratoryjny wg normy IDFB ( International Down and Feather Bureau). Test polega na horyzontalnym wstrząsaniu pojemnikiem w którym znajduje się 400ml wody destylowanej (temp. 20 st.) oraz ~0,1g puchu. Przygotowywane są po dwie takie próbki puchu zwykłego i hydrofobowego. Wstrząsanie odbywa się za pośrednictwem maszyny z częstotliwością 150 razy na minutę przez 2 minuty. Następnie przychodzi czas na odczytanie wyników. Na każdym pojemniku zaznaczona jest pięciostopniowa podziałka (przedziały co 1cm) sięgająca poziomu nalanej wody. Puch znajdujący się na poziomie pierwszym oznacza „całkowicie” ponad wodą, na poziomie piątym – całkowicie pod wodą. Badanie powtarza się, aż do „zatopienia” całej ilości puchu zwykłego oraz hydro. Puch może zostać sklasyfikowany jako hydrofobowy jeśli czas jego zatopienia będzie minimum 30min dłuższy niż ten, potrzebny do „zatopienia” zwyklaka. Prócz tego przeprowadza się badanie wagowe, którego wynik powinien wskazywać, że puch oznaczony jako hydrofobowy absorbuje 50% mniej wilgoci niż próbka puchu zwykłego oraz, że schnie dwa razy szybciej.
No ale wyjdźmy z laboratorium, wsiądźmy do samolotu i zabierzmy gotowy produkt na tą Islandię. Weźmy też ze sobą kurtkę ze zwykłym puchem dla porównania. 4h lotu i wysiadamy w Keflaviku. Świeci słońce, żadnej chmurki na niebie, cholernie wieje i zimno okrutnie. Ale sucho. Póki warunki pogodowe są ok, nie zauważymy żadnej różnicy między hydro a zwyklakiem. I dlatego jak zapytacie mnie czy opłaca się zamawiać śpiwór z puchem hydro, powiem Wam „Jasne! Ale tylko jeśli będziecie mieli okazję faktycznie wykorzystać jego właściwości”. Zarówno śpiwór jak i kurtkę woziłem w drybagach przez cały czas wyjazdu. Pierwsza część trasy nie zapowiadała dobrego testu. Było sucho, spałem przy lekko otwartym namiocie więc nawet kondensacji nie uświadczyłem dużej (a w MHW EV 2 jest ona nielicha! Jednopowłokowy, nieoddychający namiot wysokogórski). Ale później wjechałem w śnieg w interiorze i się zaczęło. Zaczęło się generalnie od stóp oraz otworu „głownego”. Stopami przycierałem o ściankę namiotu i nawet jeśli para w środku od razu zamarzała to poprzez tarcie jednak to wszystko topniało i pod wpływem nacisku przesiąkało w tkaninę. Śnieg, który nawiewał do środka, kiedy namiot otwierałem zbierał się na karimacie i później jak na nim leżałem to też topniał. Nie było sił by go w jakiś sposób wymieść cały. No i para z ust. W nocy temperatura spadała do -15 stopni i cała para z oddechu od razu zamarzała na zaciśniętym dookoła ust materiale. Jak się budziłem to było w okolicach zera i cały ten szron topniał przy okazji moich manipulacji, wsiąkał w śpiwór. Do tego momentu mógłbym całe zasługi przypisać Pertexowi z membraną. I tak też zrobię, tkanina naprawdę spisywała się ok. Ale ponieważ nie było tego jak wysuszyć, całość kompresowałem do worka i wiozłem cały kolejny dzień. I tak przez 6 dni i 6 nocy. I tutaj właśnie wychodzi puch hydrofobowy. Podczas kompresji wilgoć z jednego miejsca przeciśnie się na całość, nie ma innej możliwości. Nie powstrzyma jej żadna membrana. Tym bardziej, jeśli później śpiwór „zakiszony” jest cały dzień bez możliwości suszenia. Kiedy, po wypadku, wróciłem na wybrzeże czułem, że materiał zewnętrzny śpiwora jest wyraźnie wilgotny, mimo to puch trzymał loft. Trzymał solidnie. Na wybrzeżu na południu temp. były zdecydowanie przyjaźniejsze, było sucho i wiał wiatr. Miałem możliwość przesuszyć śpiwór i przez następne trzy dni podróżowaliśmy na sucho. Następnie wjechałem na fjordy wschodnie. Jak tam się rozpadało, tak padało…
…padało…
…padało…
…i…
…padało.
Padało mi równo przez 5 dni, bez przerwy, bez kawałka niebieskiego nieba. I nie był to majowy deszcz, jaki znamy w Polsce. Przez większość czasu to był silny, zimny wiatr, marznący śnieg z deszczem i mgłą tak gęstą, że ciężko było zobaczyć coś dalej jak na 20m. Namiot w związku z tymi warunkami musiał pozostać szczelnie zamknięty. Zamykałem szczelnie nawet wszelkie otwory wentylacyjne ponieważ wiał tak mocny wiatr. W związku z tym kondensacja w namiocie gwałtownie wzrosła. Wszystko było wilgotne: ja, sakwy, wszystkie worki, ubrania które miałem na sobie, buty, rękawiczki. Wszystko. I w takich warunkach musiałem biwakować. Mój namiot niestety nie ma przedsionka więc wszelkie mokre rzeczy musiałem trzymać w środku, gotować w środku, przebierać się w środku. To powodowało nagromadzenie się wilgoci na sporym poziomie. Kondensacja w namiocie była tak duża, że kropelki spływały po tropiku gromadząc się na podłodze namiotu. Ubrania następnego dnia zakładałem mokre, zapach bielizny, którą przepacałem za dnia pod kurtką przeciwdeszczową, później natomiast leżała w worku wodoszczelnym by jakoś minimalnie ograniczyć moczenie wszystkiego innego, powoli zaczynał przeszkadzać. Kurtka puchowa, której używałem nieco „oklapła” szczególnie na ramionach i na klatce piersiowej. A śpiwór? Też nieco, ale w nieporównywalnie mniejszym stopniu. Tak jak i wcześniej, był wilgotny co dało się spokojnie wyczuć, jednak utrzymywał loft do końca. Wytrwał spokojnie do czasu, kiedy dojechałem wreszcie do Egilsstadiru i wziąłem nocleg w pokoju, gdzie mogłem wszystko wysuszyć. A warunki były takie, że już w pokoju hostelowym zdałem sobie sprawę, że Solid B2100 uchodzący za telefon wodoodporny (i taki jest w rzeczywistości- myłem go np. pod kranem i robiłem sobie zdjęcia pod wodą i nie było problemów) zawilgotniał. Od wewnątrz pojawiła się spora ilość malutkich kropelek wody.
A teraz jestem już po wyprawie i śpiwór leży sobie spokojnie w worku siatkowym i czeka na zimę. Na nosi żadnych oznak używania. Gdyby nie wyraźny zapach, spokojnie mógłbym go odsprzedać jako nówkę. Na wyjeździe sprawdził się idealnie. Każdy jeden nocleg był ciepły i komfortowy. Po całym dniu ostrego napierania, wiedziałem że jeśli wskoczę do śpiwora to oddzielę się od wszechogarniającej wilgoci i zimna. W zasadzie wieczorem liczyła się tylko bielizna do spania i śpiwór. Jestem w pelni zadowolony i nijak nie żałuję wydanych pieniędzy. Krótko mówiąc warto.
Ja jeszcze nie zamierzam, ale gdyby ktoś zastanawiał się nad praniem śpiwora z puchem hydrofobowym pragnę zapewnić (wbrew opiniom Wielkich Podróżników, które to słyszałem), że puch hydrofobowy nie traci tak szybko swoich właściwości. Miałem okazję przetestować próbkę tego puchu wypraną 5 razy w słoiku z wodą i puch cały czas był hydrofobowy. A 5 prań…to spokojnie 5 lat. Powiedziałbym, że nawet więcej. Więc nie ma obaw, że impregnat nałożony na puch schodzi wraz z praniem.
Bardzo chciałbym podziękować Cumulusowi za wsparcie wyjazdu na Islandię takim świetnym produktem. Kolejna część testu przypadnie na Polską zimę. Jeszcze tylko 3-4 miesiące i znów wskakuję na fata i ruszam w śnieg!
*By uprzedzić wszelkie komentarze. Tak, aktualnie pracuję u Cumulusa i moje teksty mogą się wydawać mało obiektywne, ale zaręczam: jestem przede wszystkim blogerem. Praca to praca, a testy na bloga to pasja – całkiem odrębna rzecz. Jeśli coś by mi się nie podobało, napisałbym to. Stawiam na uczciwość i tego również wymaga ode mnie Szefostwo.
Autor: Rafał Buczek