SCENIC TRAIL 2023 – relacja

SCENIC TRAIL 2023 – relacja

Dawno nie opisywałem tutaj żadnych zawodów, a trochę szkoda bo zeszły rok obfitował w cudowne miejsca, wspaniałe zawody i całkiem przyzwoite wyniki. Dzisiaj jednak chciałem opisać bardzo szybki wypad na zawody biegowe do… Szwajcarii! Przyznacie, że to nie jest najbardziej oblegany kierunek jeśli chodzi o biegi górskie – a całkiem niesłusznie bo szwajcarskie Alpy są cudowne!

Na Scenic Trail wybierałem się jeszcze w 2020 roku, wtedy niestety pandemia Covid-19 pozbawiła mnie szans na start w zawodach. Nadszedł jednak rok 2023, o pandemii nie ma śladu a plany się nie zmieniły!

W ramach eventu rozgrywane były zawody na czterech dystansach górskich: 130, 54, 27 i 18 kilometrów. Myślę, że to najprostszy pod kątem transportu bieg alpejski – a był to jeden z głównych czynników, który decydował o tym, że decydowałem się właśnie na Scenic Trail. Gdy kupowałem bilety lotnicze Kraków -> Mediolan – Malpensa tanimi liniami zapłaciłem za nie dokładnie 202 złote w obie strony (wyłącznie z bagażem podręcznym), lot trwał około 1:30 h. Wylatywałem w piątek, w sobotę były zawody a w niedzielę wracałem do Polski gdzie wylądowałem przed 18:00. Da się te zawody ogarnąć więc spokojnie biorąc zaledwie jeden dzień wolnego! Z lotniska wsiadłem do pociągu bezpośredniego do szwajcarskiego Lugano (koszt w dwie strony to również niecałe 200 złotych – płacone Revolutem). Pociąg do Lugano jechał około 1:40 h. W ten sposób znalazłem się w Ticino – włoskim kantonie w Szwajcarii. Miało to swoje plusy – pyszna pizza, pasta, focaccia i wino ;). Z Lugano co 30 minut odjeżdza autobus podmiejski do Tesserete (24 minuty jazdy). To właśnie tam mieściło się biuro zawodów i cała infrastruktura.

Miasteczko to jest maleńkie ale posiada rozwiniętą infrastrukturę sportową (stadion, basen, tor biegowy etc.). Dla biegaczy przewidziano możliwość dwóch bezpłatnych noclegów w sali gimnastycznej – z czego oczywiście skorzystałem. W miasteczku znajduje się kilka sklepików, kilka restauracji i knajp – wszystko skumulowane w niewielkim centrum i obrębie króciutkiego spaceru.

Organizacja samego eventu przez organizatorów stała na bardzo wysokim i uporządkowanym poziomie. Nie brakowało absolutnie niczego. W biurze zawodów bez kolejki odebrałem bogaty pakiet startowy w którym oprócz numeru startowego znajdowała się koszulka techniczna HG Sport, oryginalny BUFF, izotonik, piwo bezalkoholowe, mapa tras i kilka innych pomniejszych gadżetów. Niestety albo stety koniec czerwca w tej części Szwajcarii był już bardzo gorący a ja po przylocie z Polski odczuwałem to ze zdwojoną siłą i mimo wahania postanowiłem przepisać się na krótszy z dystansów. Początkowo miałem biec 54K, zmieniłem na 27 km i 2200m+. Dystans nie robił na mnie żadnego wrażenia, ale przewyższenie już trochę tak (w końcu nazywał się SkyRace). Pakiet odebrałem jeszcze w piątek wieczorem a następnie udałem się na krótki spacer, przygotowanie i nocleg.

W sobotę o godzinie 9:00 miał miejsce start mojego dystansu z miasteczka biegowego (oprócz biura zawodów były również różnorodne stoiska a nawet scena gdzie wieczorem w sobotę odbył się całkiem niezły koncert). W biegu brało udział prawie 300 biegaczy ze Szwajcarii, Włoch, Niemiec ale też np. Wietnamu. W tym ja 🙂 Gdy tylko skończył się rozbiegowy asfalt poczułem, że jestem w Alpach bo zaczęło się długie, niemal 5 kilometrowe podejście w dość zróżnicowanym ale raczej leśnym terenie. Doprowadziło nas ono na wysokość ok. 1155 m n.p.m. i to był pierwszy moment gdy uznałem, że naprawdę warto było wybrać się na ten krótki wyjazd! Przede mną roztaczał się widok na Lugano i jezioro otoczone wysokimi szczytami. Po lewej stronie, gdzieś w oddali widziałem jeszcze ośnieżone alpejskie szczyty, to co jednak było najpiękniejsze to ta niesamowita zieleń i feeria mnóstwa kolorowych kwiatów wzdłuż trasy. Wyglądało to doprawdy bajecznie! Równocześnie gdy zauważyłem, że teraz będziemy już biec granią sam sobie dziękowałem, że skróciłem dystans. Słońce prażyło niemiłosiernie i jak to w Alpach – na pewnej wysokości biegnie się już w pełnej lampie, bo nie ma drzew, tak właśnie tutaj było.

Po trzech kilometrach kamienistego, technicznego (jak wszystkie tutaj) zbiegu zaczęliśmy wspinać się na drugi z wierzchołków (około 1800 m n.p.m.), to było najdłuższe i chyba najtrudniejsze podejście z trzech, które można było naliczyć na profilu trasy. Niemniej jednak bardzo dobrze zaopatrzony punkt żywieniowy po drodze zrobił robotę. Z kolei oznaczony na mapce punkt z wodą pozbawił mnie 10 minut życia i biegu – bojąc się o zapas wody stałem w długiej kolejce biegaczy do jednego ledwo działającego kranu). W biegu mijaliśmy pasące się krowy i kucyki i mogliśmy podziwiać Alpy z różnych stron. Było co oglądać, oj było!

W końcu po wymagającym ostatnim podejściu (było najbardziej strome bo na kilometrze zrobiliśmy prawie 270 metrów przewyższenia) dotarliśmy do najwyższego punktu całej trasy czyli na wysokość ponad 2100 m n.p.m. Widok stamtąd był obezwładniający a ponieważ szczyt był dość wypłaszczony cudowne widoki towarzyszyły nam jeszcze podczas zbiegu. Trzeba było jednak uważać – mnóstwo luźnych kamieni i wąska ścieżka nie ułatwiały pokonywania kolejnych kilometrów. W okolicach 24 kilometra czekał na nas ostatni punkt odżywczy (z dwóch oficjalnych i jednego nieoficjalnego w schronisku górskim). To było także miejsce gdzie rozdzielały się trasy K130 i K54 z trasą K27. Został zbieg do miasta Bogno. Po krótkim czasie znowu wylądowaliśmy w przyjemnym i zacienionym lesie by ścieżką spokojnie zbiec na metę (a sama końcówka – kluczenie wśród zabudowy szwajcarskiej – była bardzo miła). Ostatecznie uplasowałem się w okolicach połowy stawki co było dla mnie satysfakcjonującym rezultatem. Nie miałem zresztą zamiaru bić swoich rekordów a po prostu dobrze się bawić! Warto tutaj zaznaczyć, że te 24 kilometry (do rozejścia tras) to była dokładnie ta sama trasa, którą pokonywali zawodnicy na dłuższych dystansach.

Na mecie czekał punkt z jedzeniem, bardzo ładny medal i… autobus z Bogno do Tesserete. Przyznać muszę, że w środku autobusu było mega duszno (gorąc + mnóstwo spoconych ciał) i widać było, że dla niektórych jazda tym środkiem transportu była trudniejsza niż same zawody. Ostatecznie jednak wróciliśmy do biura zawodów. Tam po prysznicu można było do nocy kibicować na mecie zawodnikom z dłuższych dystansów, tak jak wspominałem był też koncert, budka z piwem i przekąskami oraz Pasta Party (choć oprócz makaronu do jedzenia było jeszcze mnóstwo innych pysznych rzeczy). W końcu wieczorem udałem się spać.

Rano zrobiłem sobie krótkie rozbieganie po okolicy (są tam trzy krótkie oznaczone fajne trasy biegowe Helsada Trail – warto przy okazji się przebiec). Po czym autobusem pojechałem do Lugano. Tam w przepięknym parku zjadłem śniadanie, powłóczyłem się trochę  po mieście i udałem z powrotem na lotnisko a z niego do Krakowa.

Jak oceniam cały wyjazd? Szybki, stosunkowo niedrogi wypad w Alpy na profesjonalnie zorganizowany, świetny event biegowy z absolutnie rewelacyjną (choć wymagającą!) przecudowną widokowo trasą alpejską. Pogoda była aż za dobra i w zasadzie trudno mówić o jakichkolwiek mankamentach. Jeśli ktoś chciałby się w miarę budżetowo sprawdzić w Alpach to Scenic Trail jest tak naprawdę na wyciągnięcie ręki a oferuje mnóstwo radości z biegania! Polecam Wam gorąco 🙂

Translate »