Po naszej tatrzańskiej wycieczce przyszedł czas bym w końcu opisał najciekawszy produkt outdoorowy dla dzieci, który kiedykolwiek trafił w nasze ręce. Marka Reima jest mi znana od długiego już czasu. Jak wiecie staram się zawsze wybierać produkty najwyższej jakości, takie, które będą oferowały odpowiednie parametry do naszych aktywności, drugim czynnikiem jest moje przeświadczenie, że kto kupuje tanio – kupuje dwa razy. Wolę raz wydać większe pieniądze ale mieć pewność, że kupowany produkt jest dobrej jakości i będzie służył przez dłuższy czas. Ma to też swoje długie podłoże – kupując jeden produkt a nie dwa chronimy środowisko, przecież produkcja odzieży czy butów pochłania niewyobrażalne zasoby naturalne (wiedzieliście, że na wyprodukowanie jednej pary tanich dżinsów trzeba użyć nawet 11 000 litrów wody?).
Od jakiegoś czasu lepsze marki turystyczne również zaczęły zwracać coraz większą uwagę na to co i ile produkują. Na blogu już jakiś czas temu publikowałem testy produktów pochodzących całkowicie z recyklingu (był np. polar oraz plecak z Jacka Wolfskina). Bardzo chwaliłem te firmy za podejście. Dlaczego o tym piszę? Bo fińska marka Reima poszła jeszcze o krok dalej tworząc produkt, który może funkcjonować całkowicie w obiegu zamkniętym!
Kurtka Reima Voyager została w całości wykonana z jednego materiału – poliestru, który nadaje się w 100% do recyklingu. Poliester zastosowany w kurtce nadaje się do całkowitego odtworzenia jako polimer, który może być następnie użyty do produkcji nowych ubrań. Kiedy kurtka nie będzie już mogła służyć kolejnemu dziecku, wystarczy zwrócić ją do Reimy. Aby Voyager był gotowy do przetworzenia, trzeba odczepić jedynie metalowe uchwyty suwaka i zatrzaski. Jak wspomina Shahriare Mahmood, dyrektor ds. badań i zrównoważonego rozwoju w marce Reima: „Chcemy tworzyć ekosystem opierający się na gospodarce obiegu zamkniętego i zapewnić naszym klientom szansę na odpowiedzialne zachowania. Wiemy, że poliester można poddawać recyklingowi, a zatem tworząc odpowiedni ekosystem, możemy przeobrazić go w jeszcze bardziej wartościowy produkt na drodze upcyklingu”. Prawda, że to wszystko brzmi wspaniale?
Co więcej za każdą zarejestrowaną kurtkę Voyager (można tego dokonać na stronie internetowej – dzięki temu możliwe staje się śledzenie tego ile osób i z jakich lokalizacji z kurtki korzystało) marka Reima przekazuje 10 euro na usuwanie toksycznych niebiesko-zielonych alg z Morza Bałtyckiego w ramach kampanii #OURSEA. Za 10 euro możemy usunąć aż 40 kg, czyli cztery wiadra alg! Takie podejście jest godne pochwały ale sam pomysł świadczy o tym, że produkując kurtkę Voyager firma całkiem serio podchodzi do tego, że kurtka ma być wytrzymała i służyć przez długie lata. Potwierdza to Sari Perttunen, dyrektor kreatywna firmy Reima wyjaśniając, co było punktem wyjścia przy opracowaniu Voyagera: „Kurtka miała być najwyższej jakości, w pełni funkcjonalna, bezpieczna i wystarczająco wytrzymała, aby mogła służyć wielu dzieciom. To były podstawowe założenia, które musieliśmy spełnić, zanim zaczęliśmy się zastanawiać nad jej śladem środowiskowym.” O założeniach proekologicznych już wiemy. Jak jednak ten model sprawuje się w praktyce? O tym właśnie chciałbym teraz napisać.
Model jest dostępny w trzech dość standardowych kolorach – granatu, bieli i różu. Szeroka rozmiarówka – od 104 do aż 164 cm sprawia, że w kurtce mogą chodzić już pięciolatki a jeśli kurtka będzie się sprawdzać to może towarzyszyć pociechom aż do czasów końca szkoły podstawowej. Teoretycznie, bo ja mam 32 lata a mierzę w dalszym ciągu 160 cm (i nie mam specjalnych szans na to, że jeszcze urosnę). Konstrukcja kurtki jest aż nad wyraz klasyczna. Szczerze mówiąc to na pierwszy rzut oka nie przypomina ona modelu za 549 złotych… chociaż jak się bliżej przyjrzeć i dotknąć to robi się ciekawiej. Widać, że każdy jej element jest dokładnie przemyślany. Nie ma tutaj absolutnie miejsca na żaden przypadek.
Kurtka tak jak już wspominałem została wykonana w całości z jednego materiału w całości nadającego się do recyklingu. Wszystkie szwy kurtki są zgrzewane – dzięki temu poprawiono wodoodporność tego modelu. Patrząc od frontu kurtka posiada zamek doskonale wszystkim znanej marki YKK na całej swojej długości – działa świetnie i dziecko samo sobie bez problemu z nim radzi. Zamek jest zakrywany dodatkową ochronną patką. U góry nie zapomniano o ochronie podbródka, która bardzo się przydaje gdyż kołnierz kurtki jest stosunkowo wysoki. Dzięki niemu dziecko bezpiecznie może operować zamkiem bez obawy, że zatnie się w szyję.
Bo bokach model ten posiada dwie, bardzo duże, kwadratowe kieszenie zamykane na patki z rzepami. Trzeba przyznać, że żeby są bardzo porządne i dobrze trzymają patki w miejscu. Na prawej patce znajduje się odblaskowy pasek zwiększający bezpieczeństwo, na lewej nazwa materiału (o tym dokładniej za chwile). Kieszenie są na tyle obszerne, że bez najmniejszego problemu mieszczą rękawiczki, czapkę czy po prostu znalezione podczas wędrówki dziecięce „skarby” w postaci szyszek, kamieni czy innych niezwykle cennych znalezisk. W lewej kieszeni znajdziemy również zestaw metek z informacją o praniu kurtki (wystarczy 40 stopni celsjusza) ale także indywidualny ID kurtki – który jest niezbędny do rejestracji o której pisałem nieco wcześniej.
Elementy odblaskowe znajdują się również w innych miejscach – na prawym rękawie, na lewym ramieniu (logo marki), z tyłu na samym dole (również logo) i na wysokości łopatek (odblaskowy pasek podobny jak ten na rękawie i patce kieszeni). Ogólnie więc – jest tego całkiem sporo a mimo wszystko na pierwszy rzut oka, nie rzuca się to w oczy. Może to mieć znaczenie zwłaszcza dla nastolatków, którzy nie chcą wyglądać „obciachowo”. A przecież bezpieczeństwo mimo wszystko jest najważniejsze.
To, co dla mnie jest niewielkim mankamentem kurtki to fakt, że nie posiada ona ściągaczy na rękawach ani dole (choć rękawy są nieco zwężane) – często korzystam z takich rozwiązań gdy jest np. mroźny wiatr. Mimo wszystko jednak ten model dobrze chroni przed niekorzystnymi warunkami atmosferycznymi.
Tak jak wspominałem – kurtka posiada bardzo wysoką stójkę. Dziecko musi się albo do niego przyzwyczaić albo nie zapinać go w całości. Zapięcie w całości sprawia, że faktycznie z kurtki wystaje głowa tylko od nosa w górę. Ma to swoje niewątpliwe atuty, jeśli jest naprawdę zimno albo gdy zacina deszczem – dla mnie jest to niezaprzeczalny atut. Podobnie zresztą jak obszerny kaptur! Jest on mocowany na pięć naprawdę mocnych napów na karku (jeśli nie chcemy korzystać z kaptura napy można schować w stójce z tyłu). Na górze jest profilowany tak, że robi się coś na kształt niewielkiego daszku – sprawdza się to świetnie bo dziecku woda nie kapie w oczy. Boki kaptura można zapiąć na dwa napy przed stójką. Niestety oprócz tego całość nie jest regulowana. Zrozumiałe jest dla mnie jednak to, że tworząc produkt „na lata” trzeba w pewnych kwestiach iść na kompromis, żeby nie przedobrzyć i naprawdę nie miało się co zepsuć.
Oglądając kurtkę od wewnątrz w oczy doskonale rzucają się zgrzewane szwy. Nie zabrakło zawieszki – która dla mnie jest niezbędnym elementem każdego okrycia wierzchniego. Pod nią znaleźć można informacje o materiale, jego walorach oraz oczywiście rozmiar danej kurtki.
Teraz czas na najważniejsze – czyli materiał – Reima Tec+. O tym, że można go poddawać recyklingowi pisałem już kilkukrotnie. To jednak nie miałoby znaczenia, gdyby nie posiadał właściwości, które sprawiają, że kurtka nadaje się aktywności outdoorowych (a przecież finowie – producenci kurtki oraz ich dzieci nie zawsze mają słoneczną pogodę). Gładki, rozciągliwy i trzywarstwowy shell charakteryzuje się całkowitąwodoodpornością i bardzo dobrą oddychalnością (12 000 mm i 8 000 g/m2/24 godz.). Sprawia to, że kurtka jest niezwykle wszechstronna i znajduje zastosowanie o niemal każdej porze roku. Model to typowy shell – nie posiadający dodatkowego ocieplenia zapewniający jednak całkowitą ochronę przed wodą i wiatrem. Kurtka posiada krój regular dlatego też bez obaw zmieści pod sobą pierwszą i drugą warstwę (np. koszulkę i gruby polar) – można więc wykorzystywać ją jako klasyczną trzecią warstwę (bo przecież najlepiej ubierać się i dzieci „na cebulkę”). W nieco cieplejsze (ale czasami wietrzne) dni dobrze sprawdza się bezpośrednio na koszulkę lub koszulkę z długim rękawem. Kurtka nie jest ciężka ani nie zajmuje dużo miejsca nawet więc latem może być przeciwdeszczowym modelem „na wszelki wypadek”, który nosi się w plecaku zawsze, gdy wychodzi się gdzieś dłużej w plener z dziećmi. Zewnętrzne wykończenie BIONIC-FINISH® ECO jest wolne od związków fluorowęglowych oraz odporne na wodę i zabrudzenia – to także bardzo ważne. Najczęściej gdy Tymon ubrudził kurtkę podczas marszu wystarczyło wziąć po powrocie do domu wilgotną chusteczkę i po prostu przetrzeć zewnętrzną warstwę. W kwestii materiału muszę jeszcze nadmienić, że jest stosunkowo miły w dotyku i mimo że kurtka początkowo zrobiła na mnie wrażenie a`la sztormiak to w praktyce nie sposób ją do niego porównywać.
Wykonanie kurtki jest lepsze niż większości produktów, które sam posiadam (a mówimy o produkcie dla dzieci). Chyba pierwszy raz mam do czynienia z produktem tak doskonale uszytym i przemyślanym a jednocześnie nie posiadającym żadnych zbędnych elementów.
To wszystko byłoby jednak niczym, gdyby kurtka nie była po prostu wygodna. Jak pewnie większość z nas również my z powodu Covid-19 zdecydowanie więcej czasu w ostatnich miesiącach spędzaliśmy w domu (nie zrealizowaliśmy również naszego rodzinnego wyjazdu na Cypr). Gdy tylko było to możliwe ruszyliśmy najpierw w pobliskie góry a gdy okazało się, że mam jeszcze tydzień urlopu ojcowskiego do wykorzystania wiedzieliśmy, że gdzieś pojechać musimy. Ostatecznie padło na Zakopane, które zwykle omijam szerokim łukiem. Tym razem jednak byłem przekonany, że turystów będzie jak na lekarstwo i w końcu będzie można spokojnie nacieszyć się polskimi Tatrami (i pokazać je dzieciom). Tam właśnie w połowie maja pojechaliśmy na krótki urlop (zaplanowany od poniedziałku do piątku, żeby „uciec” przed weekendowym najazdem turystów). Jak wiecie maj tego roku był naprawdę zimny (podobno najchłodniejszy od 29 lat). My większość czasu na szczęście mieliśmy wspaniałą pogodę ale Tatry rządzą się swoimi prawami – kurtka Voyager była cały czas z nami i korzystaliśmy z niej spacerując po dolinach (bo popołudniami było tam chłodno) czy spędzając czas np. na Rusinowej polanie (bo wiało tak, że głowę urywało).

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Kurtka doskonale chroni przed mroźnym wiatrem – ma wysoką stójkę, odpowiedniej długości rękawy, jest także na tyle długa, że zakrywa z tyłu nerki dziecka – co jest bardzo ważne bo chyba żaden rodzic nie lubi gdy jego dziecko wraca do domu chore. Tymon zakładał ją z przyjemnością i nigdy nie marudził. Rozmiar i krój kurtki sprawiają również, że mimo rozmiaru 110 jestem przekonany, że z kurtki będziemy korzystać przez długi czas (myślę, że nawet w przyszłym roku). Jest taka: minimalnie na wyrost. Jest również całkowicie wodoodporna – na szczęście nie musieliśmy tym razem zmagać się z ulewą na trasie ale Tymon testował jej rękawy często gdy tylko znalazł po drodze jakiś strumyk.
Reima Voyager nie jest tania. Wydanie 549 złotych za dziecięcą kurtkę część osób może uznać za istne szaleństwo. Niemniej jednak kupując ten model kupuje się coś więcej niż produkt – kupuje się całą filozofię, która przyświecała osobom projektującym Voyagera. To coś więcej niż kurtka, to coś na kształt obietnicy, że świat może być mniej zatruty i że każdy z nas może dołożyć do tego malutką cegiełkę. Wiadomo, że proekologiczne ideały sprawiają, że właśnie o tym się pisze niemniej jednak już abstrahując od nich na niewiele by się zdały, gdyby kurtka nie była funkcjonalna. Tutaj jednak nie można jej absolutnie nic zarzucić. Zastosowany w niej materiał to majstersztyk z którego spokojnie można by tworzyć techniczne, profesjonalne kurtki dla pełnoletnich taterników. Jest bardzo dobrze oddychający a przy tym całkowicie wiatroszczelny i wodoodporny. Sam krój kurtki oraz jej wygląd sprawiają, że jest niezwykle funkcjonalna i nadaje się na praktycznie każdą porę roku. Wychodzi na to, że nie potrafię się jej nachwalić. Czy zauważyłem jednak mimo wszystko jakieś wady? Nie, co najwyżej kilka niewielkich mankamentów – Tymon musiał się przyzwyczaić do kieszeni do których wkłada się ręce „od góry”, przyzwyczajony był do takich pod katem, druga sprawa to wspomniane przeze mnie ściągacze (a raczej ich brak). Jednak w porównaniu z atutami Voyagera nie mają one większego znaczenia. Reima Voyager powinien wylądować w muzeum jako eksponat pokazujący jak powinno się produkować kurtki outdoorowe!
Ocena: 5+