Dzisiejszy test będzie krótszy niż zwykle. Głównie z tego względu, że i urządzenie jest minimalistycznych gabarytów. Będąc na targach ISPO w Monachium otrzymałem wraz z katalogiem małe, designerskie urządzenie – latareczkę Burny. Ponieważ minęło już trochę czasu od tamtej chwili postanowiłem krótko ją opisać, bo jest bardzo praktycznym towarzyszem podróży.
Marka Mammut jest znana i szanowana. Niemniej jednak od kilku lat ich produkty „świetlne” zaczynają wyraźnie odstawać od konkurencji. Tak pod względem wyglądu jak i mocy i możliwości. A szkoda. Niemniej jednak Burny jest produktem, który nie jest nowinką na rynku, jest produkowany niezmiennie od kilku dobrych lat.
Latarka Burny to jedna z mniejszych lampek z którymi miałem do czynienia. Jej wymiary to 4 cm wysokości, 3 cm szerokości i 2 cm głębokości. Przyznacie, że to niewiele? Także jej waga jest wręcz śmiesznie mała – zaledwie 38g. To wszystko oznacza tyle, że latarkę można zabrać ze sobą dosłownie wszędzie, nie będzie przeszkadzała w bagażu, kieszeni czy w jakimkolwiek innym miejscu. W zasadzie nie zabiera miejsca jak także nic nie waży.
Burny ma dość wyszukany wygląd. Od strony frontowej na górze znajdują się trzy diody (dwie boczne białe i środkowa czerwona) ułożone poziomo, pod nimi znajduje się sporej wielkości (jak na taki sprzęt) gumowy przycisk z logo Mammuta. Na górnej części latarki znajduje się z kolei spory napis Mammut. Najciekawsza jednak jest część tylna, gdzie znajdują się elementy, dzięki którym latarkę możemy przyczepić do niemal wszystkiego. Burny posiada wbudowany klips, dzięki któremu możemy ją zawiesić na każdym troku, przy spodniach, na przewodzie czy lince – nie ma znaczenia. Prócz tego, w górnej części klipsa znajduje się gumka z plastikowym zakończeniem. Dzięki niej latarkę możemy przyczepić to niemal każdej walcowatej powierzchni – idealnie sprawdza się np. przy kierownicach rowerowych czy plecakach miejskich. Pod klipsem, znajduje się także miejsce, gdzie znajdują się baterie latarki (Burny jest zasilana dwoma bateriami CR2032). Niestety żeby je wymienić wymagana jest pewna wprawa, ale to raczej normalna sprawa przy tak małych gabarytach – ważne, że można to w ogóle zrobić samodzielnie. Do tej pory zbyt krótko użytkuję latarkę, by móc stwierdzić czy wspomniana gumka z czasem (gdyby np. była dłuższy okres czasu naciągnięta na kierownicę od roweru) nie zmieni swoich właściwości i się nie rozciągnie – co znacznie utrudniałoby korzystanie z Burny.
Bardzo sprytnym pomysłem jest to, że aby włączyć latarkę trzyma kliknąć we wspomniany główny (i jedyny) przycisk dwukrotnie. Dzięki temu zastosowaniu wyraźnie zmniejsza się możliwość samoczynnego włączenia urządzenia np. w plecaku (gdzie bateria mogłaby ulec rozładowaniu). Gdy już jesteśmy przy trybach pracy. Latarka nie zapamiętuje ostatnio używanego trybu, niemniej jednak są one tylko trzy, także nie ma się czym przejmować.
Po włączeniu latarki podwójnym kliknięciem włączają się dwie boczne białe diody SuperBright LED, które świecą z mocą 12 lumenów (na jednych bateriach mogą działać aż 60 godzin). Kolejne kliknięcie zmienia tryb – włącza środkową czerwoną diodę. Kolejne kliknięcie uruchamia tryb czerwony migający, który wg producenta jest widoczny z 500m (w tym trybie latarka wytrzymuje podobno 160h).
Warto zaznaczyć, że Burny jest wodoodporny dzięki czemu używająć go nie musimy przejmować się niekorzystnymi warunkami atmosferycznymi – co jest rzecz jasna dużym plusem).
Do czego może posłużyć tak malutka latarka? Przede wszystkim, że względu na gabaryty, oraz długie czasy świecenia bezsprzecznie przyda się jako światło awaryjne – i to jest jej głównym zastosowaniem. Prócz tego latarka wyraźnie zwiększa nasze bezpieczeństwo gdy podróżujemy nocą (osobiście często przypinam ją do mojego plecaka i włączam tryb stały czerwony – aby być dobrze widocznym na drodze w nocy). Ponadto gdy przez pewien czas nie posiadałem w rowerze tylnego światła także tam sprawowała się znakomicie (montowałem ją za pomocą gumki pod siedzeniem). Także podczas nocnego podróżowania dobrze sprawdza się by poświecić sobie pod nogi (oczywiście ze względu na swoje ograniczenia nie nadaje się jako główne światło). Także tryb czerwony przydaje się np. podczas odczytywania map czy wskazówek na trasie.
Ogólnie muszę stwierdzić, że Burny bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła (choć sam nie mam zbyt dobrego mniemania o latarkach Mammuta). Moim zdaniem to bardzo wszechtronna lampka awaryjna – która przydaje się w naprawdę wielu sytuacjach. Oczywiście nie jest do wszystkiego i w nocy z nią nie pobiegamy niemniej jednak dobrze mieć ją zawsze przy sobie – nigdy nie wiadomo kiedy się przyda.
Ocena: 4